Niedawno wróciłam z kobiecego spotkania, które tym razem odbyło się w górach. Spakowałyśmy swoje plecaki, zostawiłyśmy dzieci pod opieką Tatów i spędziłyśmy 3 dni w Bukowinie Tatrzańskiej. Nasz szlak był ambitny. A jakże inaczej. Niektóre z nas (żeby dać radę ;)) przygotowywały się do tej eskapady. Ćwiczyły z dziećmi przysiady, rozciągutki, dłuższe spacery z psem, a niektóre nawet zaczęły biegać. W większości przypadków, to „wstanie z kanapy” – bolało. Trzeba było się wysilić, spocić, zmęczyć. Ale było warto! Wszystkie 22 dziewczyny zdobyły szczyt i wszystkie w jednym kawałku wróciłyśmy do swoich domów :)

Przygotowując się do wyjazdu, wpadła mi w oko reklama o tematyce fitness, która pokazywała kobietę w siłowni, stojącą przy lustrze. Gdy patrzyła prosto przed siebie, nad nią pojawiały się słowa:

Jeśli zaczniesz dzisiaj…
Za dwa tygodnie to poczujesz.
Za cztery tygodnie to zobaczysz.
Za dwa miesiące twoi przyjaciele i rodzina to zauważą.
Za trzy miesiące wszyscy inni to zobaczą.
Za sześć miesięcy zapytają cię, jak to zrobiłaś.

Innymi słowy, jeśli zaczniesz ćwiczyć dzisiaj i będziesz konsekwentna to – nie minie dużo czasu, zanim zobaczysz efekty swojego wysiłku.
Wszystkie wiemy, że powinnyśmy dbać o nasze ciała. Chyba żadna z nas nie ma tutaj wątpliwości, że ciało, które dostałyśmy od Boga powinnyśmy zachowywać w dobrej kondycji, troszczyć się o nie i kontrolować nieładne zachowania (takie jak obżarstwo czy lenistwo). Systematyczne ćwiczenia fizyczne to wysiłek. Ćwiczymy, żeby mieć sprawne, zdrowe ciało, które będzie mogło wytrwale służyć Bogu i ludziom. I to jest dobre. Efekty wcześniej czy pózniej będzie widać.

Jednak moje myśli poleciały dalej, do tego jak uzyskać lepszą formę, ale z celami, o których nie usłyszymy od trenerów fitness.

Paweł napisał do Tymoteusza proste słowa w tym temacie:

Odrzucaj natomiast pospolite i babskie baśnie. Sam zaś ćwicz się w pobożności. Ćwiczenie cielesne bowiem przynosi niewiele pożytku, lecz pobożność do wszystkiego jest przydatna, gdyż zawiera obietnicę życia obecnego i przyszłego. Wiarygodne to słowa i godne całkowitego przyjęcia. Dlatego pracujemy i jesteśmy lżeni, że pokładamy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawicielem wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących. To nakazuj i tego nauczaj.
1 Tym. 4.7-10

Polecenie, które łatwo wychwycić w pierwszym wersecie brzmi: Ćwicz się w pobożności. Naturalnie nasuwa się kilka pytań o to, jak to robić. Najlepiej zacząć od ustalenia stanu zdrowia pacjenta – czyli trzeba zadać sobie kilka pytań sprawdzających naszą kondycję duchową:

  • Jak wygląda twój trening duchowy?
  • Czy widzisz u siebie efekty tego treningu?
  • Czy inni to dostrzegają?
  • Jaki jest Twój harmonogram ćwiczeń duchowych?
  • Jakie cele postawiłaś sobie w tej sferze życia?

Paweł zachęca nas do rozwijania naszych mięśni duchowych i mówi, że to jest o wiele lepsze i pożyteczniejsze niż ćwiczenia fizyczne. Przyjrzyjmy się więc temu bliżej.
Tak ja w sporcie, w sferze duchowej jest kilka dyscyplin.

Dyscyplina 1: MODLITWA

osobista, małżeńska, rodzina, publiczna, modlitwa połączona z postem

Dyscyplina 2: BIBLIA

czytanie, rozmyślanie, studiowanie, zapisywanie, uczenie na pamięć

Dyscyplina 3: LOKALNY KOŚCIÓŁ

udział w spotkaniach lokalnego Kościoła, udział w grupkach domowych, społeczność z ludźmi wierzącymi, udział w ewangelizacjach i wiele innych wydarzeń organizowanych przez Kościół na całym świecie.

Te zajęcia są jak różne stacje na siłowni czy ćwiczenia w czasie zwykłego treningu. To zadania/wyzwania, które wpływają na kondycję naszej duszy i których celem jest nasza pobożność.

Inaczej: To w jaki sposób dbasz o swoje duchowe życie, wyjdzie przy pierwszej trudnej rozmowie z mężem, nastolatkiem, współpracownikiem, przy wyborze partnera życiowego albo w chwilach przemęczenia, gdy właśnie zamknęłaś się w łazience, a Wasze małe dziecko przypomniało sobie, że tylko mama potrafi robić najlepsze kakao i chce je już!
To
w jaki sposób będą działać Twoje duchowe mięśnie, wcześniej czy pózniej po prostu wyjdzie z Ciebie i inni to zobaczą (tak jak na tej reklamie fitness).

Wysiłek jaki włożysz w swoją duchową formę (rzeźbę) to inwestycja na zwykłą codzienność, ale też na chwile, kiedy będziesz musiała przejść przez swoje ciemne doliny, grząski teren, wyboiste ścieżki lub kiedy będziesz chciała pomóc tym, którzy przez to przechodzą.

Drogie siostry w Chrystusie – samo się nie zrobi. Nasza pobożność nie spada w pakiecie z nieba. To nasza działka do zrobienia i wykazania się jak bardzo rozumiemy i cenimy sobie nasze nowe życie wywalczone na wzgórzach Golgoty.

Za darmo jest tylko łaska. Zbawienie. Nowonarodzenie. A potem jest start: czyli zawracanie do Boga. Do mety, czyli do końca życia tutaj na ziemi.

Potem (Jezus) przywołał do siebie lud wraz ze swoimi uczniami i powiedział do nich: Ktokolwiek chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, weźmie swój krzyż i idzie za mną. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mojego powodu i dla ewangelii, ten je zachowa. Mk.8:34-35

Można to różnie nazywać, ale zawsze wiąże się to z porzucaniem naszego cielesnego temperamentu i zastępowaniem go charakterem Jezusa:

  • Zmagania ze swoim charakterkiem, brakiem łagodności, dochodzeniem swego, ostrym tonem, wymuszaniem, manipulowaniem.
  • Walka ze swoimi słabościami, lenistwem, bylejakością, nadwrażliwością lub przeciwnie zbyt dużą pewnością siebie.
  • Walka z własnym egoizmem, pychą czy zbyt dużą gadatliwością (plotkarstwem)
  • I wiele innych…

Każda ma swoje „boczki” do zrzucenia i zwiotczałe mięśnie do wyćwiczenia. Zaangażowanie w ćwiczenie duchowych mięśni powinno być naszym zdaniem nr 1 na liście celów życiowych.

Taką właśnie „królową” duchowych dyscyplin jest poznawanie Boga przez Jego Słowo.
P
rzyrównałam czytanie Biblii do sportowej dyscypliny jaką jest bieganie. Im więcej biegamy, tym bardziej wzrasta nasza wydolność fizyczna i wytrzymałość. Myślę, że ta sama analogia działa tutaj. Im bardziej zagłębiamy się w Boże Słowo, tym lepiej biegamy – czyli zgodnie z JEGO wskazówkami. Wyraźniej słyszymy Boże podpowiedzi, szybciej zauważamy przeszkody, łatwiej wychodzi nam mijanie różnych pokus, etc.

Ale czasami (a ostatnio mam wrażenie, że często) zapominamy o tej najważniejszej dyscyplinie.

„Robiłam wszystko od wielu lat. Byłam zaangażowana w 100% w służbę w Kościele i swoją rodzinę. Działałam, angażowałam się, planowałam, organizowałam, brałam udział w wielu wspaniałych inicjatywach. Opiekowałam się małymi dziećmi, wysłuchiwałam starszych, doradzałam innym żonom i mamom „jak żyć”. Miałam czas na wszystko i wszystkich. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie czytam Biblii. Doprowadziłam się do takiego stanu, że nie potrafiłam samodzielnie otworzyć Biblii i przeczytać jednego prostego wersetu. Przeszłam poważne załamanie i kryzys wiary. Moje ciało buntowało się, aby siedzieć przy stole i czytać Biblię. Mój umysł był jak odklejony. Pomogła mi siostra w Chrystusie, która uczyła mnie na nowo werset po wersecie czytać Boże Słowo. Straty duchowe mojego zaniedbania były (są) ogromne i bardzo smutne. Nie stanęłam w swoim rozwoju duchowym. Ja cofnęłam się. Byłam aktywna, ale nie wydawałam owoców Ducha Świętego. Mój charakter był coraz gorszy, a moje osobiste i rodzinne życie przeżyło dramatyczne chwile.” (świadectwo siostry w Chrystusie).

Jesteśmy zmęczone, zajęte i zapracowane różnymi sprawami, ale nasza kondycja duchowa wcale nie staje się lepsza. Wręcz przeciwnie. Co nie oznacza, że w ogóle nie mamy angażować się w sprawy kościoła! Chodzi o to, że łatwiej jest robić, działać z innymi i dla innych, niż pracować nad sobą samą. Obserwuję, że można łatwo zrezygnować ze swojego cichego czasu z Bogiem na rzecz robienia, organizowania i zarzucania kalendarza zadaniami do zrobienia.

To niesamowite, jak wszystko może po prostu wypchnąć nasz czas z Panem i nasze rozmyślania nad Jego Słowem!

A nasz wróg to uwielbia, bo wtedy organizujemy życie na własną rękę. Na krótki dystans to działa, ale życie to w większości przypadków maraton i jeśli jesteś prawdziwie dzieckiem Bożym to wcześniej czy później Pan Bóg upomni się o Ciebie, abyś wróciła do JEGO Słowa i JEGO zasad. Różnie to się odbywa. Czasem bezboleśnie (bo same ogarniemy się i zdyscyplinujmy swój grafik) albo bardziej boleśnie – bo wydaje nam się, że jeszcze nie jest z nami tak źle (bo np. pamiętamy jakieś wersety z Biblii).

To czego najbardziej potrzebujemy w swoim życiu to codziennego chleba, czyli codziennej świeżej porcji Bożego Słowa. To główne źródło naszej duchowej siły. Słowo Boga nas zmienia, przekształca, czyni, kształtuje, pomaga nam, leczy. Jest potężne i ma moc na trwałe zmienić człowieka!

  • Czy jesteś silna duchowo?
  • Czy może zaniedbałaś tą sferę?
  • Jak bardzo się wysilasz w organizowanie tego rodzaju treningu?
  • Kiedy ostatnio ćwiczyłaś?
  • Czy jesteś na bieżni uczniostwa czy tylko może ubrałaś strój i zasiadłaś na widowni?

Kiedy szczerze odpowiesz na te pytania, przyjdź do swojego Zbawiciela z modlitwą, aby pomógł Ci wzrastać w pobożności. Pomyśl nad zaproszeniem kogoś, aby towarzyszył Tobie w tym procesie – w końcu łatwiej ćwiczyć z kimś kogo się lubi :) Ale nie czekaj, aż zaczniesz!

Bo jeśli zaczniesz dzisiaj…
Za dwa tygodnie to poczujesz.
Za cztery tygodnie to zobaczysz.
Za dwa miesiące twoi przyjaciele i rodzina to zauważą.
Za trzy miesiące wszyscy zobaczą to…

…i podzielisz się tym, jak Bóg, poprzez Swojego Ducha, pracował, aby osiągnąć w Tobie to, czego nigdy nie byłabyś w stanie zrobić sama.