Często dostrzegamy u siebie rzeczy, które chciałybyśmy zmienić lub o których wiemy, że nie podobają się Bogu. Zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje, postawy, zachowania, wymyślamy sobie tysiące wymówek (wytłumaczeń) dlaczego jesteśmy takie jakie jesteśmy.
Oto najczęściej zasłyszane „usprawiedliwienia”:
- hormony mi szaleją
- jestem taka zmęczona, że już nie funkcjonuję normalnie
- gdybyś znała mojego męża…
- mam stresującą pracę, więc nic dziwnego, że po powrocie do domu dzieci mnie drażnią
- moja rodzina nigdy nie rozwiązywała problemów – tłamsiliśmy wszystko w sobie i udawaliśmy przed sobą i przed innymi, że wszystko jest w porządku. Do dziś, mam problemy z mówieniem o różnych sprawach
- rodzice nigdy mnie nie chwalili i nigdy nie czułam się kochana
- moja mama i babcia miewały stany depresyjno-maniakalne. Sądzę, że to u nas rodzinne
- miałam ciężkie dzieciństwo
- nie nauczyłam się ufać ludziom
- ojciec ciągle mnie strofował i niszczył moją samoocenę
- mam takie małe mieszkanie, że wszyscy domownicy działają mi na nerwy
- biblijne rozwiązanie mojego problemu jest niepraktyczne. Nie da się tak żyć w dzisiejszym świecie! (w świetle 2 Tym.3.16-17, to oskarżenie graniczy z bałwochwalstwem)
Kogo mogła obwiniać o swoją sytuację życiową Ewa?
Z takich lub podobnych wymówek wynika, że to przez innych jesteśmy takie, jakie jesteśmy – ofiarami, które działają pod wpływem ran zadanych przez innych ludzi.
Kogo mogła obwinić o swoją sytuację życiową, Ewa?
Rodziców, koleżanki, dzieci, trudne warunki do życia, sąsiadów czy polityków?
Wbrew poglądom „kobiet wyzwolonych” (feministek), które twierdzą, że za większość kobiecych problemów odpowiadają mężczyźni, to nie mężczyzna zrujnował Ewie życie.
Winę za kłopoty w małżeństwie, rodzinie i w otoczeniu Ewa nie mogła zrzucić na nic ani na nikogo. Jej problemy zaczęły się w niej samej. Podjęła prostą samodzielną decyzję, za którą sama poniosła odpowiedzialność.
Gdy mówimy „Nic na to nie poradzę, że jestem….. ”, to robimy z siebie bezbronne ofiary innych ludzi i okoliczności. Wynika z tego, że za to kim jesteśmy, odpowiada ktoś lub coś, a my jak marionetki nie panujemy ani nad tym, kim jesteśmy, ani nad tym, co robimy.
Taka postawa pozbawia nas nadziei, byśmy kiedykolwiek mogły się zmienić. Szatan wie, że jeśli uwierzymy, że nie da się nic zrobić z tym jakie jesteśmy, to nigdy się nie zmienimy. Gdy uwierzymy, że jesteśmy zawsze skazane na przegraną, będziemy trwać w grzechu, aż wreszcie staniemy się zgorzkniałymi kobietami.
Prawda jest taka, że mamy wybór. Możemy zmieniać się dzięki mocy Ducha Świętego. „Już taka jestem” to żadna wymówka dla złych zachowań. Może teraz taka jesteś, ale wcale nie musi tak pozostać. Bóg może Cię zmienić.
Jeśli się nie zmieniamy, to dlatego, że nie chcemy, a nie dlatego, że się nie da. Jednak zanim zaczniemy się zmieniać, musimy zdać sobie sprawę, że tego potrzebujemy. Powinnyśmy zacząć od nauki, jakie zachowania trzeba z siebie „ściągnąć”, a jakie „założyć”.
Jak się zmieniać?
„Łagodna odpowiedź uśmierza zapalczywość, a przykre słowa wzniecają gniew.” Przyp. 15:1
Jak się NIE zmieniać?
Podsumowanie
Nie da się ukryć, że zmieniać się jest trudno.
Jednak Pan Bóg cały czas nawołuje:
„Zdejmij z siebie stare wzorce zachowań, nawet jeśli jest to bardzo ciężkie dla Ciebie – dam Ci siłę. Chcę, żebyś codziennie zapierała się siebie (mówiła sobie:Nie!) a zabiegała o rzeczy dobre i święte. Nie przestawaj ćwiczyć zakładania nowych, pobożnych zachowań, a staniesz się dojrzała i wywyższysz mnie swoim życiem”.
Bóg oczekuje, że wcielisz w życie prawdy Słowa Bożego. Na początku może będzie ci mało wygodnie mówić prawdę w miłości, okazywać wdzięczność, kontrolować złość czy oddzielać się od rzeczy, które nie przybliżają Cię do Boga. Mimo wszystko, nie przestawaj upodabniać się do Chrystusa. Uda Ci się to tylko dzięki wsparciu Ducha Świętego.
Możemy liczyć na to, że Bóg wykona swoją część zadania
dając nam siłę do „robienia” dobrych uczynków, czyli tak naprawdę przemieniania naszych charakterów. Pytanie brzmi:
„Czy Ty (ja) robimy, co do nas należy, czy jesteśmy tylko słuchaczami, oszukującym samych siebie…?”